Na samym początku obiecuję, że w tym tygodniu pojawi się jeszcze jeden wpis (no może nawet 2). Muszę mieć to czarno na białym coby się zmotywować i nadrobić kolejne zaległości.. :) Ale mamy już grudzień, czuć tą atmosferę wszędzie, zajęłam się kupowaniem prezentów, więc sami rozumiecie jak to jest.
Miałam też tydzień wolnego co mega rozleniwia człowieka, chociaż na nudę nie narzekałam.
Przede wszystkim jakieś czas temu miało miejsce bardzo ważne święto tutaj, czyli Thanksgiving. Można powiedzieć, że to jak dla nas Wigilia. Oczywiście głównym bohaterem jest indyk, którego piecze się w całości. Ale może zacznę od początku. Tak więc w świąteczny czwartek rano w city odbyła się wielka parada. Gigantyczne balony, platformy, masa ludzi, konfetti, muzyka. Rozmach był :) Tak w ogóle miałyśmy fajną przygode, gdyż host mojej znajomej jest policjantem w NYC. I ona załatwiła nam super miejsca przy Columbus Circle w sektorze dla rodzin policjantów :) Nie było tłoczono, widok świetny. Ale i tak najepsze było jak się tam dostałyśmy. Umówione byłyśmy przy Penn Station i myślałam, że pojedziemy metrem, ale gdzie tam, jechałysmy wozem NYPD aż do samego sektora :D Szybko, ciepło, wszyscy usuwali się z drogi, ah.. mega! :)
Jeśli chodzi o konfetti to nie żałowali ;)
I na końcu Mikołaj!
Mój Bulinek :D
Jako, że moja host rodzinka była w tym czasie na wakacjach dostałam zaproszenie na kolację do rodziny hostki Karoliny, uf. Wiem skomplikowane :)
Było przemiło, pysznie i w ogóle tak jak to sobie wyobrażałam.
A ilość nowych spróbowanych potraw niezliczona. Najbardziej zaskoczyło mnie połączenie słodkich zmienaków z piankami marshmallows. Do indyka natomiast podano 2 sosy żurawinowe. Były totalnie pyszne, szczególnie żurawinowo-pomarańczowy! Ah na samo wspomnienie tych pyszności staję się głodna!
A było to na Upper West Side, 86th street z widokiem na rzekę!
Po całym dniu pełnym wrażeń i 3 deserach razem z K. pojechałyśmy do mnie. I w ten oto sposób zrobiłyśmy sobie długi, totalnie leniwy weekend.
Nie zrezygnowałyśmy jedynie z gotowania/pieczenia, a poniżej dowód jak K. dbała o mnie <3
Pozdrawiam,
Sylvia