piątek, 27 września 2013

Yankees Game!

Ostatnio z K. tworzymy listy. Listy rzeczy które chcemy zobaczyć, co chcemy robić w NYC i w ogóle plany. Teraz czas jakoś przyspieszył. Już tyle tutaj jestem. Uwierzycie, że już 7 miesięcy minęło? Za szybko, za szybko! Ale wiem, że jak do tej pory wykorzystałam czas na maksa, a że pogoda się zmienia trzeba się spieszyć z niektórymi aktywnościami, planami. Jedną z takich rzeczy było zobaczenie na żywo meczu Baseball'a. Zdążyłyśmy można powiedzieć w ostatniej chwili. Sezon dobiega końca. Tak więc w zeszły weekend mogłyśmy zobaczyć jak to wygląda. Tym sposobem skreśliłyśmy kolejną pozycję z listy :)
Mecz trwał prawie 3h. Mój Host, zapalony kibic, próbował mi wytłumaczyć zasady. Wydawało mi się, że w miarę ogarniam. Ale jak już tam siedziałam to totalnie nie wiedziałam co i jak. Niestety muszę to stwierdzić, ale sport ten nie jest zbyt dynamiczny ani rozrywkowy. Nie skradł mojego serca, ale warto było to zobaczyć.
Ekipa! 
 Stadion na Bronx'ie
 No to zaczynamy! Miejsca miałyśmy super!
 Czapeczki specjalnie kupione aby pokazać komu kibicujmy ;)
NY Yankees!
 Wypełniony stadion (mieści on ponad 50,000 ludzi!)
 No i zgłodniałyśmy, a wokół same fast food'y w specjalnych opakowaniach ;)
 :D
Nocny spacer (najpierw ze 103 na 85, a później z 85 aż do 33rd street)
 W niedzielę za to u mnie w miejscowości trafilam przypadkowo na jakiś mini pokaz starych, ale mega odrestaurowanych samochodów. Wyglądały super!
Ostatnio pisałam, że mnie coś zbierało i niestety dopadło mnie przeziębienie.. Ale powoli dochodze do siebie :)

Pozdrawiam,
Sylvia

poniedziałek, 23 września 2013

Boat party & Gospel

Zapewne się zastanawiacie dlaczego znów taka przerwa się wkradła. Przecież ostatnio pisałam, że szkoła się zaczęła i będę mieć więcej czasu i w ogóle. Niestety los potrafi być przewrotny i cały zeszły tydzień dziewczynki na zmianę chorowały.. Tak więc codziennie któraś była w domu, a we wtorek miałam je obie. Było ciężko tym bardziej, że pod koniec tygodnia mnie też coś łapało.. Ale na szczęście ja to lekko przechodzę, bez większych objawów, bez gorączki. Na dzień dzisiejszy jeszcze tylko mnie gardło boli.

Ok, ale czas wracać do relacji. Jako, że mam zaległości muszę wrócić do weekendu 14-15 wrzesień. Było bardzo ciekawie. W sobotę umówiłyśmy się na popołudnie, gdyż wieczorem czekała nas impreza. Ale nie byle jaka. Impreza na łodzi :) 
 Oto nasza imprezowa łodź!
Miała 3 poziomy.
 A takie widoki dane nam było oglądać
 Densy, densy ;)
W niedzielę za to poszłyśmy do kościoła. Tak, tak wiem szok. Ale tym razem chciałyśmy posłuchać gospel. Pierwszy kościół pod kórym stałyśmy w kolejce okazało się, że pobiera "darowizny" w kwocie 20$.
Więc było wielkie "pf" i odwrót. Na szczęście bardzo blisko był kolejny kościół do którego weszłyśmy bez problemu i bez opłaty ;) Było dużo miejsca, fajnie śpiewali. I nawet zostałyśmy na całej mszy (3h!) bo było ciekawie. Jak pastor mówił kazanie, ludzie mu przytakiwali, odpowiadali, a nawet płakali. Niesamowite! I to klaskanie, tańczenie. Było mega super! 
Niestety zdjęć nie mam bo nie wolno było robić.
Po duchowej uczcie czas na przyziemne sprawy, czyli jedzonko. Zostałyśmy już na Harlemie, gdyż tam jest słynna knajpka, gdzie na żywo śpiewają.. gospel! Mało nam było :P
Atmosfera tego miejsca po prostu niebywała!
 No i ta nazwa: Sylvia's <3
 Czyli był to iście gospelowy dzień :P
Po wszystkim zahaczyłyśy o jakiś mały sklepik i takie
"cudeńka" znalazłam. Tutaj na prawdę wystaczy wejść i zawsze sie coś ciekawego znajdzie ;)
No i niestety po weekendzie nastał poniedziałek, a jako, że dziewczynki były chore siedziałyśy w domu, więc trzeba było się nieźle nagimnastykować aby się nie nudziły. Najwięcej czasu spędziłyśy na robieniu bransoletek. W sumie to ja robiłam i musze przyznać, że jest to wciągające. I tak w ogóle teraz u nas wszystkie dziewczynki mają faze na Rainbow Loom (zestaw do tworzenia tych bransoletek).
 Wyczarowałam takie oto różne różności :P
 Na naszej ulicy coraz ładniej, w końcu skończyli ten wielki dom i nowi sąsiedzi się wprowadzili.
 Tak, a teraz bardzo często w naszym ogrodzie grasują takie oto osobniki
Dzisiaj już dziewczynki są w szkole. Ja mam wolne. Tak więc w tym tygodniu pojawi się jeszcze relacja z ostatniego weekendu.

Pozdrawiam,
Sylvia

sobota, 14 września 2013

Governors Island & party time

Nigdy nie sądziłam, że kiedykolwiek będę niecierpliwie czekać na rozpoczęcie roku szkolnego. Uwielbiam moje dziewczynki, ale mimo to brakowało mi przerwy w ciągu dnia. Niestety nie chodziły na żaden camp. Owszem miałam sporo wolnego (w lipcu 3 tygodnie, a w sierpniu tydzień) ale jak już były w domu bywało ciężko i męcząco. Mieliśmy też membership na basen, ale czasami to było za mało. Na szczęście wakacje jakoś minęły :P W ogóle nie przesadze jak powiem że wszystkie au pair'ki były bardzo podekscytowane rozpoczęciem szkoły ;)
I tak 9 września starsza V. zaczęła zajęcia. Wychodzi z domu o 7.30 a wraca o 15 i tak codziennie. Z kolei młodsza O. będzie w szkole w poniedziałki, środy i piątki od 9.15 do 14.15. Tak więc teraz będę mieć czas na ogarnianie zdjęć i wpisy :)
Wszystko wróciło do normy jednym słowem!

W weekend jak to już zwykle bywa spędziłam w city w najlepsiejszym towarzystwie. W ogóle było super. Zaczęłyśmy od odwiedzenia Governors Island. Ferry na tą wyspę jest darmowe i mieści się tuż obok tego na Staten Island. 
 Mają trochę piasku, palmy i takie widoki :D
 Wyspa ta jest malutka. Część jest w budowie. Czasami są organizowane różne wydarzenia, ale akurat jak my byłyśmy nic się nie działo.
 I Statue widać
 ♥
 Później dłuuuuuuuuuuuuugi spacer, na lunch-kolację do restauracji z polskim jedzeniem.
Ale niestety Karczma z Brooklyn'u bije ich na głowe. Więc nie ma co polecać.
 Po jedzonku udaliśmy się do baru, ale jakiego! Prowadzony przez Polkę, która ma jakieś 65 lat, w NYC jest od ponad 30stu i do dzisiaj stoi za barem.  Przesympatyczna Pani, od której biło niesamowite ciepło. Aż miło się siedziało. Atmosfera totalnie swojska :P
 I ten wystrój!
 Była Żubróweczka z sokiem jabłkowym, był też Żywiec
 Tym sposobem nasz imprezowy nastrój totalnie wzrósł i nie mogłyśmy się doczekać zaplanowango party. Tym razem Empire Hotel i Rooftop  (wybierałyśmy się tam od wieków i w końcu się nam udało)
Ekipa imprezowa: W. i K.
 Ja, S, i raz jeszcze K. ;)
 W niedzielę małe odsypianie, potem spacer po Battery Park.
 Weekend jak to zwykle bywa szybko nadszedł i równie szybko się skończył. Ale zdecydowanie był to jeden z tych fajnych ;)
 Na koniec coś do pośmiania. Jak zahaczyłyśmy po drodze o DSW i to zobaczyłam to nie mogłam przejść obojętnie. Miałyśmy niezły ubaw :D
HUE HUE HUE

Tym pozytywnym akcentem zakończę :)

Pozdrawiam,
Sylvia