Otóż uczyłam się! :) Musiałam przysiąść, aby w końcu zdać test na tutejsze prawko. Udało się, już jestem szczęśliwą posiadaczką, ale co i jak pozostawie na osobną opowieść ;)
Tymczasem relacja i zdjęcia z zeszłego weekendu. Jak się okazuje były to dwa dni wyszukiwania ciekawych miejsc, aby zjeść coś dobrego. Oj przesadziłyśmy troszkę, ale warto było dla tych wszystkich pyszności.
Ale może od początku. W sobote pojechałam do NYC, oczywiście spotkałam się z K., ona zaprosiła jeszcze swoją koleżankę S. z Francji i udałyśmy się do American Museum of Natural History. Zapewne większość z Was kojarzy, że to to słynne muzeum z filmu 'Noc w muzeum'. Okazło się, że budynek jest przeogromny! Więc zobaczyłyśmy tylko (albo aż) połowe i postanowiłyśmy reszte zostawić na następny raz.
Potworek z epoki! ;)
Zwierzątka wyglądały jak żywe!
Bardzo szybko zgłodniałyśmy, więc pojechałyśmy aż do downtown w poszukiwaniu indyjskiej knajpki. Dziewczyny były już tam wcześniej i mówiły, że jedzenie pycha, ale jak zobaczyłam to miejsce to masakra! Gdyby nie ich przekonywania w życiu bym tam nie weszła! Wyglądało to fatalnie, ale miały rację jedzenie przepyszne i bardzo tanie.
Kilka ujęć z okolicy
Schody, słynne schody :)
Cheesecake (deser numer 1, ale ten z Carlo's Bakery był lepszy)
Riverside Park
'Filmowe' budynki
Po tych wszystkich atrakcjach dnia razem z K. przyjechałyśmy do mnie. Szybka zmiana stroju i kierunek pub z muzyką na żywo. Mega miejsce! Taki typowy amerykański pub jak w filmach i gościu grający na gitarze i śpiewający rock'a, country i inne lubiane tutaj gatunki. Do tego długi bar i ożywione dyskuje przy piwie. Oczywiście nie obyło się bez jedzonka. K. wzięła burgera, a ja pizze z bekonem (spokojnie ledwo zjadłam pół, drugie pół wzięłam do domu)
Niedziele rozpoczęłyśmy spokojnie bo od wizyty w kościele (tak, to mój drugi raz tutaj), chciałam K. pokazać jak to tutaj wygląda i podobało jej się.
Reszte dnia spędziłyśmy jeżdżąc to tu to tam po mojej okolicy. Głównymi punktami oczywiście były miejsca gdzie można było coś zjeść :)
Obiad w klimatycznym zajeździe Chimney Rock.
Miejsce gdzie można spotkać typowego amerykańskiego harleyowca w skórze i z długą brodą.
Ogromne talerze..
I misiu! :D
Po obiedzie spotkałyśmy się z moimi dwiema znajomymi z okolicy na krótkie pogaduszki.
A potem udałyśmy się na lody do Gabriel's Fountain
Totalnie inne miejsce od poprzedniego, bardzo urokliwe.
Lody mega duże i mega pyszne.
I ta łazienka- czad! Jak w super hotelu!
I jeszcze w ogrodzie restauracji.
Uff, troszkę tego jest, ale stwierdziłam, że nie będę dzielić tego na części, tylko dodam od razu.
Dużo tego, ale to taka rekompensata za dłuższą przerwę tutaj. Teraz już wszystko wraca do normy, więc na pewno znajdę czas na pisanie.
Pozdrawiam,
Sylvia